Im bliżej wyborów do Parlamentu Europejskiego tym częściej da się słyszeć głosy płynące, szczególnie ze strony polityków PIS, że wystawienie list kandydatów do PE przez inne ugrupowania prawicowe, narodowe, rozbija jedność obozu patriotycznego. W stwierdzeniu tym kryje się teza, że jedyną siłą patriotyczną, narodową i chrześcijańską, mającą realne szanse na wygranie wyborów do PE jest PIS. Udział w wyborach innych ugrupowań politycznych odwołujących się do tych wartości ma osłabić wynik wyborczy PIS, a co za tym idzie utrwalić w Polsce wpływy sił lewicowych i liberalnych.
Na pierwszy rzut oka teza ta wydaje się być racjonalną, gdyż rozbicie głosów wyborców prawicowych i narodowych na kilka partii da mniejszą ilość mandatów PIS-owi, a te głosy która padną na te komitety wyborcze, które nie przekroczą progu wyborczego, się zmarnują. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że tak postawiony problem jest elementem pewnego rodzaju szantażu moralnego i politycznego wobec patriotycznie nastawionych wyborców. Wszak wszystkim tym, którzy mają na względzie dobro Ojczyzny, zależy na jak najlepszym wyniku wyborczym ugrupowań patriotycznych i narodowych. Często więc wyborcy, chcąc zachować się patriotycznie a zarazem racjonalnie, wbrew sobie, głosują na to ugrupowanie, które w sondażach przedwyborczych uzyskuje największe notowania. Nie inaczej jest i w tej kampanii wyborczej. Z pośród partii mieniących się prawicowymi to PIS ma najlepsze notowania w oficjalnych sondażach. Politycy i działacze PIS-u właśnie na nie się powołują, przekonując niezdecydowanych wyborców, do głosowania na ich listę. Jednocześnie tym samym politykom nie przeszkadza twierdzić, że oficjalne sondaże manipulują opinią publiczną.
Należy jednak zadać pytania, czy takie postawienie sprawy nie jest manipulowaniem ludzkimi sumieniami? Czy wybory to wyścigi, na których należy obstawiać te konie, które mają największe szanse na ich wygranie? I w końcu, czy rzeczywiście PIS reprezentuje cały obóz patriotyczny?
Przyjęło się mówić, że wybory to święto demokracji. Jednak demokracja ma tylko wtedy sens, gdy służy wyłonieniu prawdziwych elit narodowych i budowania społeczeństwa obywatelskiego. Czy można jednak być dobrym obywatelem głosując wbrew własnemu sumieniu i niezgodnie z własnymi przekonaniami? Czy mają wybory wygrywać tylko ci, co potrafią najlepiej ocieplić własny wizerunek, czy to malując świąteczne pisanki, czy to emitując propagandowe prounijne spoty? Wydaje się, że odpowiedzi na te pytania są oczywiste, a jednak od lat wyborcy stosują się do tego mechanizmu, co systemowi politycy skrzętnie wykorzystują.
Trzeba też jasno powiedzieć, że PIS nie reprezentuje całego obozu patriotycznego. Co więcej powstał on na skutek rozłamania istniejącego i z tak wielkim trudem budowanego obozu prawicowego, jakimi był AWS. Nie wgłębiając się w przyczyny, jakie do tego doprowadziły, należy przypomnieć jednak skutki polityczne, które były tego wynikiem. Otóż wybory 2001r. wygrał postkomunistyczny SLD, a partie podzielonego „obozu patriotycznego” poniosły klęskę. AWSP uzyskała poparcie 5,6% nie przekraczając 8% progu wyborczego dla koalicji partii, natomiast PIS uzyskał 9,5%, co pozwoliło mu zostać marginalną opozycją w parlamencie, bez wpływu na sytuację w kraju. Przez kolejne 13 lat ( za wyjątkiem okresu 2005-2007) PIS nie potrafił dojść do władzy. Nie to było jednak celem rozłamowców. Prawdziwym celem była chęć zmonopolizowania prawej sceny politycznej, co też im się w znacznej mierze udało i udaje do dzisiaj. To właśnie temu celowi służy hasło o jedność obozu patriotycznego. Inne siły patriotyczne i narodowe winny się temu celowi podporządkować.
Czy jednak PIS istotnie reprezentuje interesy narodowe? Niestety odpowiedź na to pytanie jest negatywna. Na poparcie tej tezy wystarczy przypomnieć takie fakty z działalności śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak ratyfikowanie traktatu lizbońskiego, udzielenie poparcia dla reaktywowanej żydowskiej loży masońskiej B’nai B’rith, czy unikanie potępienia ludobójstwa popełnionego prze OUN-UPA na Wołyniu w 1943r. przy jednoczesnym potępieniu Akcji Wisła.
To, że traktat lizboński nie służy interesom Polski nie trzeba chyba przekonywać. Otworzył on drogę do takich zmian instytucjonalnych w UE, które umożliwiły dominację Niemiec w Europie. Zdawał sobie z tego sprawę sam Lech Kaczyński, który ociągał się podpisaniem tego traktatu, ale w końcu, w sposób uroczysty go podpisał, pozostawiając w osamotnieniu prezydenta Czech Vaclawa Klausa, który był przeciwny jego ratyfikacji. Podczas uroczystości podpisania dokumentu w Pałacu Prezydenckim, w której uczestniczyli: szef Komisji Europejskiej Barroso, przewodniczący Parlamentu Europejskiego Buzek i premier Szwecji, która wówczas przewodniczyła Unii – Reinfeldt, prezydent Kaczyński – niespodzianie – bardzo pozytywnie odniósł się do faktu zakończenia procesu ratyfikacji Traktatu przez Polskę. „To wielki dzień w historii Polski i historii Unii Europejskiej“ stwierdził Kaczyński chwaląc jednocześnie sam Traktat jako zmianę jakości funkcjonowania Unii.
We wrześniu 2007r. reaktywowana została warszawska loża Polin stowarzyszenia B’nai B’rith, czyli zakonu Synów Przymierza, paramasońskiej organizacji, zdelegalizowanej z mocy dekretu prezydenta Mościckiego w 1938 r.Informacja o reaktywacji loży pojawiła się najpierw na stronach internetowych ambasady USA, gdzie można było przeczytać, że według władz organizacji, jej głównym celem jest rozwiązanie „sprawy” Radia Maryja oraz doprowadzenie do zwrotu mienia żydowskiego, czego od lat domaga się skrajnie antypolski Światowy Kongres Żydów. Z okazji reaktywowania loży Kancelaria Prezydenta RP (wówczas prezydentem był Lech Kaczyński) wystosowała do jej władz list gratulacyjny, przeczytany przez obecną na uroczystości Ewę Junczyk-Ziomecką, Podsekretarz Stanu w Biurze Prezydenta, w którym można m.in. znaleźć takie oto stwierdzenia: „Blisko 70 lat temu w 1938 r. dekret prezydenta Rzeczpospolitej zakazał działalności B’nai B’rith w wyniku absurdalnego strachu, niezrozumienia i wprowadzenia w błąd, oraz zarządził nielegalność działalności w Polsce sekcji B’nai B’rith. Dlatego to powinno być rozważane jako symboliczny gest, że ja teraz jestem tutaj przed wami, jako reprezentant Prezydenta Rzeczpospolitej, po to żeby przywitać was i waszą organizację, która po raz drugi otwiera działalność w Polsce”. Wielce wymowne jest w tym kontekście obecne zachowanie PIS, który na swych listach wyborczych do PE, kandydatów popieranych przez Radio Maryja, umieścił na odległych miejscach. Czyżby w ten sposób chciał przyłączyć się do rozwiązania „sprawy” Radia Maryja”?
I wreszcie stosunek Lecha Kaczyńskiego i PIS-u do kwestii rzezi wołyńskiej i stosunków polsko-ukraińskich. Charakterystyczne w polityce Lecha Kaczyńskiego i jego partii było i jest przedkładanie interesów politycznych nad prawdę o tej strasznej, ludobójczej zbrodni, jakiej dopuścili się szowiniści ukraińscy na ludności polskiej. Ten interes polityczny ma polegać na tym, że należy popierać te siły na Ukrainie, które są wrogo nastawione do Rosji, tworząc z Ukrainy tzw. bufor antyrosyjski. I nie jest istotne, jaki jest ich stosunek do Polski i jaka jest historyczna odpowiedzialność nacjonalistów ukraińskich za rzeź Polaków. Tłumaczy się to właśnie interesem narodowym. Jest to szczególne pojmowanie interesu narodowego, kiedy usiłuje się pomniejszyć wagę tej zbrodni dokonanej na narodzie polskim i jednocześnie nie reaguje się lub reaguje bardzo miękko, na zakłamywanie tej historii przez stronę ukraińską. Również względy geopolityczne w postaci utworzenia buforu przed Rosją wydają się tu być wątpliwe, skoro obecne władze ukraińskie nie są w stanie obronić nawet części własnego terytorium.
Jedność „obozu patriotycznego” nie może być wartością samą w sobie. Na pierwszym miejscu musi być dobro Polski i właściwie pojęty interes narodowy. To powinno stanowić główny motyw, jakim winien kierować się patriotyczny wyborca, pozostając w zgodzie z własnym sumieniem i obywatelską odpowiedzialnością. Dzisiaj nakazuje ona poprzeć te siły, które to dobro i ten interes pojmują i reprezentują najlepiej, te które budują oddolny Ruch Narodowy, złożony głównie z polskiej, patriotycznej młodzieży. Pomóżmy zbudować go dla przyszłości naszej Ojczyzny, głosując 25 maja na kandydatów z listy nr 2.
Paweł Kilarski